chwil stali z otwartemi ustami, nie będąc w stanie przemówić.
Pierwszy oprzytomniał Kozioł. A że był sprytny i trzeźwo patrzył na rzeczy, wystąpił zaraz z uwagą krytyczną:
— Przecież jeżeli umarł, to nie mógł jęczeć...
— Ani ruszać się! — poparł przyjaciela Piotruś.
— Nic nie wiem, nie rozumiem — tłumaczył się Sprężycki — ale zapewniam was, że nie kłamię. Jak ojca kocham, jak Matkę Boską kocham: widziałem Wojtka w trumnie!
Zaczęli wszyscy krzyczeć, sprzeczać się, radzić, ośmielać się nawzajem — wreszcie postanowili jednozgodnie: zawrócić i na własne oczy sprawdzić, co powiedział Sprężycki.
Trzęśli się i zębami szczękali ze strachu — jednak przemogli trwogę, odemknęli drzwi od warsztatu i do środka zajrzeli.
Nie było już żadnej wątpliwości: Wojtek naprawdę leżał w trumnie!
Trumna była duża, szeroka, czarno malowana — on leżał w niej wygodnie, jak w łóżku, łokciem wspierając się na poduszce.
Na widok kolegów poruszył się, głową im skinął przyjaźnie...
Ale ten ruch i to skinienie jeszcze bardziej ich przeraziły. Trzęśli się wszyscy jak galareta i starali umieścić się w ten sposób, żeby choć jedna noga każdego znajdowała się za progiem.
Wreszcie Kozłowski z trudnością wykrztusił:
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.