W całości przypomina owe szanowne postacie z początku stulecia, których wizerunki przechowały się na starych litografiach.
I nauczyciel odczuwa przygnębiający wpływ upału. Nie wydobył katalożka, nie rozłożył nawet dziennika klasowego — o lekcyi właściwej wcale nie myśli.
Przyniósł ze sobą książkę na szarym, bibulastym papierze, otworzył ją i czyta. Głos ma potężny, teatralny, patetyczny — taki, jakim na publicznych posiedzeniach Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk odczytywać musieli swe utwory jego członkowie.
Silnie skandując i długie zgłoski nad miarę przeciągając, deklamuje, jakby śpiewał:
Już mdłe bydło szuka cienia
I ciekącego strumienia,
A pastyrze, chodząc za niem,
Budzą echa swojem graniem.
Prosty, klasyczny, Wergiliuszowy obrazek, tchnący świeżością wsi, łąki, gaju, w sposób cudowny oddziaływa na niektórych. Otwierają oczy, prostują się — każdy ma jakby przyjemne widzenie na jawie.
Zwłaszcza Sprężycki całą duszą zatonął w wierszu sielankowym. Żywy jak iskra, zawsze figlować gotowy, skłonny też bywa do marzenia i głębokich zamyśleń.