kilku »głąbów«, zajętych żuciem razowca lub gumulastyki, wszyscy inni przejmują się żywo wykładem, uczą ochotnie zadanych wierszów, wygłaszając je nie tylko w klasie, lecz i na zebraniach koleżeńskich, na »ekskursyach«, na »majówkach« — prowadzą nawet niekiedy spory o wyższość »poety serca« nad »księciem poetów«, lub odwrotnie.
Sprężyckiego pociągają najbardziej wiersze żartobliwe oraz rzewne, liryczne. Umie na pamięć całe strofy z »Myszeidy«, umie cały »Powrót na wieś«, cały »Pacierz staruszka«.
Cienkim, prawie dziewczęcym głosem, ale z wielkim zapałem i przejęciem się deklamuje:
Gończe złotego słońca! różana jutrzenko!
Jużeś to w chatki mojej zajrzała okienko?
O, jak ślicznie z twej twarzy promień bije czysty
Przez te młode gałązki leszczyny krzewistej!...
Pochyla drobną postać, jakby ciężarem lat przygiętą — głos mu drży, słabnie...
Kiju mój! ty, starości mej wierna podporo!
Prowadź mnie... już bez ciebie w tym wieku niesporo.
Za tym sobie ogródkiem na wschód słońca siędę
I łąkom się zielonym przypatrywać będę...
Nikt tego w żart nie obraca. Koledzy przysłuchują się wierszowi z powagą. Dobrzy, prości, wrażliwi chłopcy tak silnie odczuwają urok poezyi, że Sprężycki wydaje im się niemal prawdziwym staruszkiem.