Trzydzieści sześć na is
Masculini generis:
Panis, piscis, crinis, finis,
Ignis, lapis, pulvis, cinis...
Kucharzewski przerywa mu wybuchem śmiechu.
— Wiesz, Wrono, że to paradne! Powtórz-no początek.
Wroński powtarza — on zaraz po nim z zupełną łatwością deklamuje:
— Trzydzieści sześć na is — masculini generis... Wyborne!... panis, piscis, crinis, finis... Ha, ha, ha, Wrono — daj pyska!
Powrócił mu humor; zrywa się, podnosi malca w górę i w oba policzki ogniście wycałowywa. Urodzony deklamator zapalił się do wiersza, odrazu zatrzymuje w pamięci całe szeregi wyrazów, nadaje im brzmienie melodyjne — potem je wygłasza z teatralną gestykulacyą, potężnym głosem, jak odę Naruszewicza.
Tegoż dnia, profesor Izdebski wyzwawszy Kucharzewskiego do lekcyi, zdumiał się płynnością, z jaką on wyśpiewał wszystkie co do jednego »wyjątki«.
— Bój się Boga, Kucharzesiu! — mówił, wytrząsając czerwoną chustką, jak sztandarem — musiałeś dziś prawą nogą wstać z łóżka. Odpowiadasz jak z nut. — Baczność, uwaga — jeszcze nagrodę wziąć możesz!...