u wielkiego Kucharzewskiego i cieniutkim głosikiem wykłada teoryę arytmetyczną. Wykłada poprostu, przystępnie i tak jakoś przekonywająco, że olbrzym, dość tępy z natury, wszystko bez trudu pojmuje i zapamiętywa.
— Wiesz, Wrona — mówi, kończąc tryumfująco zadanie i kreśląc pod niem zamaszystego wykrętasa — ty mógłbyś być belfrem!
Wroński przyjmuje z uśmiechem te słowa, jako niezasłużony komplement — i wraca spokojnie do przerwanego przepisywania.
I tym razem Kucharzewski odpowiada wzorowo z arytmetyki, i od nauczyciela, który jest bardzo wymagający, dostaje czwórkę z plusem. Ale już teraz sprawca tego cudu na nagrodę nie czeka. Zmyka czemprędzej do domu, czując, że go jeszcze zanadto boli łopatka...
Od tego czasu olbrzym z malcem nie rozłączają się prawie. Codziennie, przed wieczorem, Wroński przychodzi na »stancyę« do Kucharzewskiego. Celem tych odwiedzin nie jest ani piłka ani gra w »cztery kąty«, »farby«, lub »ślepą babkę«, lecz — wspólna nauka. Chłopcy przysposabiają się do egzaminów — właściwie zaś Kucharzewskiego przysposabia do nich Wroński.
W ciągu tych przygotowań, wzajemny stosunek kolegów zmienia się stopniowo do gruntu. Dawniej stanowczą przewagę miał olbrzym, teraz ona przechodzi nieznacznie do maleńkiego »Wrony«. Ostatni, któremu przypadła rola mistrza,
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.