cha i wzrok rozpromieniony przenosi co chwila z jednego na drugiego. Nieustannie też chustkę do oczu przykłada.
Po śniadaniu, pani Kucharzewska prosi Wrońskiego do ogródka, gdzie rosną dynie — przedmiot jej szczególnej troskliwości i dumy. Owoc ich zielony jeszcze, niewielki, wymaga kilku miesięcy do zupełnego dojrzenia. Prosi Wrońskiego, żeby sobie wybrał najpiękniejszą i najokazalszą z młodych dyń — potem na tej dyni, wyjętą z włosów szpilką, wykłuwa jego cyfrę i datę.
— Po wakacyach, niech pan Edzio po swoją dynię przyjdzie. Będzie wówczas o!... taka... — pokazuje, ręce szeroko rozkładając — a żółciutka jak złoto dukatowe...
Nazywa Wrońskiego »panem Edziem«, dotąd zaś mówiła mu wprost: — Edziu...
Chłopcy zapominają na chwilę o powadze potrzebnej »laureatom« i zaczynają biegać po ogródku, jak rozhasane na łące źrebce. Potem Kucharzewski chwyta Wrońskiego na ręce i obnosi dokoła, okrywając pocałunkami.
A pani Kucharzewska patrząc na to, uśmiecha się i łzy ociera.
...Spełniła się przepowiednia profesora Luceńskiego i życzenie księdza prefekta.
Dawid uciął Goliatowi głowę — a potem mu ją napowrót przyprawił.