zwoitszym wyglądem i statecznością, uczą się dobrze i dostają promocye — ale na ich twarzach maluje się zawsze nuda.
Inni za to, choć im często brakuje guzika u mundurka, choć daszki słabo trzymają się ich czapek, a czupryny wyrastają do zabronionej regulaminem szkolnym długości — są weseli, pełni życia i prawdziwie chłopięcego animuszu.
Całą połać ulicy Benedyktyńskiej wprost ogrodu, klasztoru i gmachu szkolnego zajmują małe, drewniane, parterowe domki, w których mieszczą się »stancye«. Nie brak stancyi i w innych stronach miasta, tu wszakże jest ich główne ognisko.
Dwojakie są warunki, na których przyjmuje się uczniów na stancyę. Różnice między nimi wyraźnie określają wyrażenia: »z wiktem« i »bez wiktu«, albo: »na własnym wikcie«.
Kategorya pierwsza otrzymuje od »gospodyni« wszystko: mieszkanie, jedzenie, opranie, opiekę macierzyńską i dozór nad nauką.
Kategorya druga wyłącza z tej listy »jedzenie«, pozycyę nadzwyczaj ważną, piewszorzędną.
Chłopcy na »własnym wikcie« przywożą ze sobą ze wsi worki kaszy, mąki i grochu, połcie słoniny oraz wielkie bochny chleba razowego. To wszystko oddają »pod rachunkiem« gospodyni, lub też trzymają we własnych, zamkniętych skrzyniach, wydzielając codziennie tyle tylko, ile potrzeba na śniadanie, obiad i wieczerzę.
O herbacie, kawie, kakao, czekoladzie i tym po-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.