rzałka, zaprawiona sokiem z buraków i melasą, albo żeby z upodobaniem wciągał w siebie dym gryzący z mocnego, ordynarnego tytuniu, zawiniętego w gruby papier, wydarty z brulionu.
Gdyby inspektor zamiast sadzać tych uczniów do kozy, kazał im za karę pić ów likier i palić owe papierosy, uciekaliby z pewnością przed jednem i drugiem, jak pies przed kijem. Ale że to był owoc zakazany, więc go spożywali łakomie, choć im niesmak usta wykrzywiał.
Cały dowcip chłopców wysila się na to, żeby dozorcy szkolnemu nie dać się przyłapać na gorącym uczynku. Zwykle, gdy kieliszek i tytuń pojawiają się na stole, przed bramą któryś z młodszych uczniów stoi »na pikiecie«.
Jednak te środki ostrożności nie zawsze pomagają. Są nauczyciele, co podejść się nie dadzą; są inni, którzy sami posługują się podejściem.
Najtrudniej uniknąć śledczych pościgów Salamonowicza, nauczyciela matematyki.
Ten niewielki człowieczek umie najprzebieglejszych wyprowadzić w pole.
Pikieta alarmuje naprzykład obóz krzykiem:
— Salamon idzie!
W mgnieniu oka nikną papierosy i przysmaki — wszyscy w skupieniu ducha kiwają się nad otwartemi książkami.
Pikieta wraca na stanowisko.
Po kilku chwilach nowa uspokajająca wiadomość:
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.