z domownikami odczytują głośno żywoty Świętych i śpiewają pieśni nabożne.
Uczniowie, opuszczający tę stancyę, prawie zawsze wstępują do seminaryum.
Inne stancye mają nastrój artystyczny. Słychać tam zawsze gamy i »egzercycye«, wygrywane na fortepianie, skrzypcach i flecie — niekiedy na wszystkich instrumentach razem. Częstym tam gościem jest profesor Effenberger, którego energiczne »raz, dwa!... raz, dwa!...« w letnie wieczory, przy oknie otwartem, rozlega się donośnie po pustej uliczce.
Stancyj, na którychby w szerszym zakresie zajmowano się czytaniem książek, literaturą, nauką, w miasteczku niema. Mały tam jest jeszcze dostęp i wpływ słowa drukowanego.
Gazety czytają tylko osoby starsze, i to w liczbie bardzo ograniczonej. Między młodzieżą krążą w nielicznych, podartych, wytłuszczonych, zdefektowanych egzemplarzach tłómaczone powieści Aleksandra Dumas, Eugeniusza Sue i — Pawła de Kock.
Za to w każdej bez wyjątku stancyi codziennie o szarej godzinie drżą ściany i brzęczą szyby od wrzaskliwego chóru:
Pijmy zdrowie Mickiewicza! On nam słodkich chwil użycza!...