Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

Deska, wodą ociekająca, wynurza się z fal i idzie zwolna w górę, unosząc na sobie przyrosłego do niej chłopca.
Kucharzewski, w miarę podnoszenia się »pierzydła«, prostuje się stopniowo, starając się wygiętemi stopami trzymać jak najkrzepciej ślizkiego drzewa.
Patrzącym serca zamiera na widok niebezpieczeństwa, jakie mu w tej chwili zagraża.
Gdyby poślizgnęła mu się stopa, gdyby na chwilę stracił równowagę — już po nim! Obracające się koło zdruzgotałoby mu kości, zanim-by jeszcze zdążył wpaść do wody.
Im wyżej wznosi się deska, tem bardziej prostopadłe przybiera położenie. Trzeba prawdziwych cudów »ekwilibrystyki«, żeby się na niej utrzymać.
Kucharzewski już się cały rozkurczył — już tylko w pasie zgięty — już wyprostował się na całą wysokość — już gotuje się do skoku...
Ręce złożył nad głową, w klin, i wyprężony jak cięciwa, przesuwając ostrożnie stopy na samą krawędź »pierzydła« — czeka. Czeka aż deska dojdzie do największej wysokości, aż stanie zupełnie prostopadle.
Stanęła — w tejże chwili on rzuca się w przepaść głową naprzód, rozbija zapienioną, wirującą powierzchnię wody — znika.
Koło młyńskie dalej się obraca, rozbita na chwilę piana znów zbiera się na falach, lejkowate