wiry zaczynają na nowo kręcić się, szumieć, kipieć — pływaka ani śladu...
Na brzegu odzywają się niespokojne, przelękłe głosy:
— Gdzie Kucharzewski?... — Co się stało z Kucharzewskim?... — Nieszczęście! nieszczęście!...
Nagle głośny krzyk przygłusza lamenty:
— Wypłynął!... wypłynął!... O... tam, pod wierzbami... Widziecie?
W odległości kilkudziesięciu kroków od młyna, gdzie odnoga rozszerza się, mając jeden z brzegów zarosły wierzbiną — wychyliła się z wody najpierw głowa, potem pierś, wreszcie cała postać pływaka.
Ocieka wodą jak tryton, rzuca głową, parska, i szybko dopłynąwszy do brzegu, w kilku susach jest już przy płocie, gdzie wisi jego ubranie. Siny, szczękający zębami, nie słucha pochwał, nie odpowiada na pytania.
W kilka sekund ubrał się i, nie odpoczywając, pędzi do matki — na gorącą kawę ze śmietanką i rogalikami.
Jest to jego wieniec wawrzynowy — ciężkim, śmiertelnym wysiłkiem zdobyty!
Szkoda, że świadkami popisów Kucharzewskiego bywają tylko jego koledzy. Gdyby je widział ktoś starszy, poważniejszy, pewnie-by »mistrza« osypał pochwałami, udzielił mu zasłużonej nagrody, a zarazem — postarałby się, żeby już nigdy, nigdy nie powtórzyły się te skoki.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.