knąć... oddychać nosem... Teraz piętami ostro: raz, dwa... raz, dwa...
Piotruś posuwa się, gdzie mu kazano, zamyka usta, nosem oddycha, wierzga piętami ile ma siły. Nie zaniedbuje przytem macać gruntu stopą.
— Jeszcze krok w lewo i — całą siłą naprzód!
Chłopczyna chce usłuchać rozkazu, choć go to »naprzód« przeraża — ale w tejże chwili uczuwa, że mu dno z pod stopy uciekło. W największem przerażeniu zaczyna krzyczeć, płakać i rzucać się. Wskutek gwałtownych ruchów, pęcherze wysuwają mu się z pod pachy — Piotruś znika pod wodą.
Szybko, jak błyskawica, Kozłowski przesadza poręcz mostu i, jak stał, w mundurze i czapce, rzuca się do wody.
Doskonały pływak, łatwo poradziłby sobie z niebezpieczeństwem, ale przeszkadza mu ubranie, silne zaś prądy przy palach unoszą go w stronę przeciwną. Z trudem posuwa się naprzód, płynąc przeciw wodzie i upatruje na falach głowy przyjaciela. Ale Piotruś, raz pogrążywszy się, nie wypływa; może zaplątał się w zielskach wodnych, które w tem miejscu dno zarastają...
Wypadek był tak nagły, że nie zwrócił nawet niczyjej uwagi. Zresztą przechodniów zawsze tu mało.
Kozłowski zanurzył się raz i drugi, a choć sił mu braknie, nie przestaje nurkować, szukając przyjaciela.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.