ledzy otworzyli oczy, kopnął się do matki na swą zwykłą gorącą kawę ze śmietanką i rogalikami.
Nazajutrz przyszedł do klasy taki, jak zawsze: spokojny, trochę ociężały.
Na lekcyi religii wszedł inspektor i, nie tracąc surowego wyrazu twarzy, w krótkich słowach, stylem urzędowym, opowiedział o wczorajszym wypadku. Skończywszy, wyzwał Kucharzewskiego i kładąc rękę na jego ramieniu, oddał mu krótką oficyalną pochwałę.
Olbrzym zdawał się tem bardzo zdziwiony.
— Przecież, panie inspektorze — bąkał, ramionami wzruszając — każdy na mojem miejscu zrobiłby to samo.
Inspektor oświadczył, że zrobi urzędowe podanie, aby Kucharzewskiemu przyznano medal za ratowanie tonących.
— A mnie co po tem! — wykrzyknął przestraszony i wyrywając się prawie siłą zwierzchnikowi, chciał uciec do ławki.
Powstrzymał go ksiądz prefekt.
— Ależ, rybko, panie święty! dla twojej matki będzie to honor, pociecha...
Wspomnienie matki rozrzewniło siłacza.
— Ha, to już niech będzie ten tam medal!... Ale żeby to nie kosztowało... — dodał, oczy spuszczając. — Bo moja matka biedna.
W kilka dni później obie ofiary wypadku były już na nogach: Kozioł taki sam jak zawsze, Piotruś nieco szczuplejszy i bledszy.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.