Sprężycki siedzi w swoim pokoju przy otwartem oknie, książkę przed sobą rozłożył — męczy się nad jeografią.
Z publicznego ogrodu nadpływa zapach bzów, które tylko co zakwitły.
Słońce przed chwilą zaszło — pociąga miły, świeży wietrzyk, jakby wywołujący z czterech ścian pokoju na świat Boży, na szerokie, otwarte przestrzenie.
Od strony rzeki słyszeć jękliwe »kumkanie« żab. Co pewien czas, zagłusza je na chwilę rozgłośny tryl słowika, który prześpiewawszy kilka taktów, milknie, jakby tylko głosu próbował do wieczornego koncertu.
Niebo ma barwę złocisto-różową, która u samego zenitu rozbłękitnia się, a na wschodzie szarzeje i przechodzi w srebrzystą popielatość.
Sprężycki, nadzwyczaj wrażliwy na barwy, głosy, zapachy, wszystko to dostrzega, odczuwa — wszystkiem zachwyca się i przejmuje. W tem pod-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.
Dzień chrabąszczowy.