nieceniu, nauka, zwykle przychodząca mu z łatwością, niesłychanie go nuży.
Przeciąga się, ziewa, odkłada książkę, znów ją bierze, czyta pocichu, czyta głośno — ale w pamięci nic mu nie pozostaje.
A tu, jak na złość, profesor Żebrowski kazał wyuczyć się na jutro nazwisk wszystkich »stanów«, składających Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Prawdziwe morze do wypicia!
Sprężycki czyta po raz pięćdziesiąty nerwowym, zirytowanym głosem:
— Nowy Hempszir, stolica Portsmut... Wermont, stolica Windsor... Massaczuzet, stolica Boston...
Zniecierpliwiony, zaczyna pędzić, krzycząc na cały głos:
— Rod-Island!... Konnektikut!... Nowy-Jork!... Nowy-Dżersej!... Pensylwania!... Delawar!... Maryland!... Wirdżinia!... Kentuki!... Teneze!... Karolina północna!... Karolina południowa!...
Ścisnął skronie obiema rękami.
— O, Jezu!... — jęczy — głowa mi pęka... Ja tego nigdy nie zapamiętam... nigdy się nie nauczę!
Mimo to, znów wraca do książki — znów usiłuje wbić sobie w głowę nazwy, które wydają mu się niesłychane, barbarzyńskie, potworne...
Nagle w powietrzu rozlega się brzęk — cichutki, ledwie dosłyszalny brzęk, który jednak doświadczone ucho chłopca odrazu złowiło i rozpoznało.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.