— Sześć?
— Mało... Ja dwanaście.
— Ja piętnaście!
— Ja dwadzieścia!
— Wiecie? »Kataryniarz« ma całe pudło — chce sprzedawać po sześć za bułkę.
— Niech się obędzie smakiem. Mogę mieć darmo, ile zechcę. Żeby mnie tylko wpuścili do ogrodu Benedyktyńskiego.
— Ba, nie wpuszczą...
— To i cóż! Będzie dosyć tego, co jest!
Zaczęły się lekcye. Pierwsza — łacina. Profesor Izdebski, ceniący nad wszystko ciszę, ukazuje się we drzwiach, z podniesioną do góry ręką, w której dwóch palcach: wielkim i wskazującym trzyma szczyptę tabaki.
Wygłosiwszy swoje zwyczajne: »Baczność! uwaga!« Izdebski wśród najgłębszej ciszy przechodzi na palcach do katedry, na stoliku kładzie czapkę daszkiem do góry, w czapce umieszcza chustkę czerwoną, tabakierkę, katalożek, i — każe odmawiać modlitwę.
Klasa jest dziś spokojniejsza, niż kiedykolwiek. Chłopcy zgarbieni nad książkami i kajetami, zdają się prócz nich nic na świecie nie widzieć.
Profesor, dobrze usposobiony, postanawia być wspaniałomyślnym.
— Książki zamknijcie! — dyryguje z ręką wciąż podniesioną, jak u wodza naczelnego. — »Korneliusza« dziś nie będzie. Przypomnimy so-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/166
Ta strona została uwierzytelniona.