bie rzeczy dawniejsze — ważne — bardzo ważne — najważniejsze...
Nauczyciel mówi przez nos, wolno, z przestankami. Szczyptą tabaki długo w powietrzu potrząsając, wciąga ją nareszcie do potężnego nosa. Zwraca się potem ku stolikowi i z wnętrza czapki wyciąga wielką, czerwoną, kraciastą chustkę.
— Będą »konjugacyjki«... — szepcą do siebie uczniowie, którzy już odgadli znaczenie tego wstępu.
Rzucają sobie zarazem porozumiewawcze spojrzenia: potem je kierują w stronę pieca.
— Podstawą języka łacińskiego — ciągnie Izdebski — są deklinacye i konjugacye. Bez Korneliusza, Owidyusza, Wergiliusza możesz zostać choćby biskupem — ale jeśli nie znasz deklinacyjki i konjugacyjki, nie będziesz nawet dobrym...
— Organistą! — kończy któryś z chłopców, na pamięć już znający tę przemowę, przez wszystkie klasy nieustannie powtarzaną.
Nauczyciel ma osobliwą słabość do początków gramatyki; wyższe jej części traktuje z lekceważeniem i niechęcią.
— Baczność, uwaga... — ostrzega, podnosząc rękę, w której trzyma już nie tabakę, lecz chustkę czerwoną. — Niewiadomo... kto — będzie — mówił!...
Zawsze ta groźba budzi niepokój. I teraz uczniowie kręcą się niespokojnie na miejscach. Izdebski
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/167
Ta strona została uwierzytelniona.