cach i czasie przeszłym niedokonanym zupełnie zapomina.
Na tych utarczkach schodzi reszta lekcyi. Odzywa się zbawczy głos dzwonka. Bonuś, zgrzany i spocony, ale już o swoje plecy bezpieczny, tryumfalnie na miejsce powraca.
Na krótkiej pauzie »spiskowcy« odbyli energiczną wymianę słów i myśli. Zaraz potem rozpierzchli się i cichuteńko na swych miejscach przycupnęli.
Następowała lekcya jeografii. Gdy profesor Żebrowski — ten sam, który wykładał historyę powszechną — wchodził do klasy, wzorowa cisza panowała na wszystkich ławkach.
Sztywny, chudy, wysoki, z siwymi, krótko ostrzyżonymi włosami nauczyciel jest uosobieniem powagi. Zaledwie usiadł na katedrze, wydobywa katalożek, ślini w ustach ołówek i, odchrząknąwszy, wywołuje do lekcyi — Sprężyckiego.
Chłopiec, choć od katastrofy ubezpieczony, zadrżał. Z kilkudziesięciu »stanów« Ameryki Północnej zaledwie pięć lub sześć utkwiły mu w pamięci.
Ociąga się umyślnie z wyjściem, udaje słabego, kuleje, potyka się o nogi kolegów — jednocześnie to tu, to tam rzuca niespokojne, pytające spojrzenia.
Stanął wreszcie przed katedrą, z nogi na nogę przestępuje — milczy długo, pilnie nasłuchując.
— No, gadajże! — nalega nauczyciel.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.