— Panie psorze! w żaden sposób pisać nie można!
— Dlaczego?
— Chrabąszcze nie dadzą!
— Jakto nie dadzą? Czyście zwaryowali?
— Niech pan psor sam zobaczy... O... o... o...
Kilku, potem kilkunastu, chłopców wtyka nauczycielowi pod nos, kajety, na których chrabąszcze umaczanemi w atramencie łapkami porysowały różne hieroglify.
Łypaczewski przygląda się, wzrusza ramionami, mruczy coś pod nosem — wreszcie postanawia:
— Ha, niema co!... musicie się wszyscy wziąć do wypędzania.
»Sprzysiężonym« tego tylko było trzeba. Otwierają powtórnie okna, chustkami, czapkami, kajetami wyganiają latające owady, wykrzykując na różne głosy:
— A sio!... a sio!... a sio!...
Ogólne podniecenie udzieliło się i Łypaczewskiemu. Wogóle należy on do nauczycieli, którzy z trudnością utrzymują powagę wobec uczniów. I teraz, zgrzany bieganiem, zrzucił frak mundurowy — wspólnie z chłopcami, prawie jak ich rówieśnik, zajmuje się łowieniem i wyganianiem uprzykrzonych owadów.
Już to nie jest lekcya, lecz jakaś zabawa sportowa, gdzie wszyscy prześcigają się w zręczności, w pomysłach niezwykłych i w głośnych krzykach.
Dzwonek szkolny kładzie kres tym nie-Olim-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.