pijskim igrzyskom a zarazem i lekcyom przedpołudniowym. Chłopcy, odmówiwszy modlitwę, — z hałasem, z wybuchami śmiechu, z głośnem potrząsaniem tek, z poszturkiwaniem się wzajemnem wybiegają na ulicę.
Cel sprzysiężenia osiągnięty: nie odbyła się normalnie ani jedna lekcya, pomimo ogólnego nieprzygotowania się ani jeden nie dostał »pałki« — nic też na przyszłą lekcyę nie zadano. Wreszcie nadomiar szczęścia, była to środa, w środy zaś i w soboty po południu do szkoły nie przychodzono.
Zresztą jak przed południem tak i popołudniu młodzież szkolna nie widzi nic, niczem się nie zajmuje, o niczem nie myśli, prócz chrabąszczów. W ogrodach i ogródkach, na pobrzeżu Narwi, na »Górze Benedyktyńskiej«, na cmentarzach przykościelnych — wszędzie, gdzie się choć kilka drzew zieleni — widać biegające, zadyszane, z zadartymi w górę nosami pilnie upatrujące »zwierzyny« gromadki niebieskich mundurków.
Z trzęsionych drzewek senne owady sypią się na ziemię, jak dojrzałe śliwki. Co chwila któryś, rozwinąwszy skrzydła, z brzękiem ulatuje w górę, a chłopcy za nim, krzycząc i na palce się wspinając, żeby go dostać. Co chwila rozlega się krzyk przeraźliwy, któremu towarzyszą wybuchy śmiechu... To jakiś figlarz strachliwemu koledze wsunął chrabąszcza za kołnierz, albo wpuścił do rę-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.