i znalazłszy się na tak zwanym »trakcie Petersburskim«, nie skręca w lewo, w stronę poczty, lecz w prawo, gdzie ów trakt biegnie do Różana, Ostrołęki, Łomży i t. d.
Wie, że dążący na Litwę poeta tędy koniecznie musi przejeżdżać. Gdy Sprężycki wynajdzie dla siebie spokojny punkt obserwacyjny, będzie mógł przypatrzeć mu się do woli.
Minął »karczmę zieloną«, już na krańcach miasta stojącą, skręcił w stronę cmentarza Świętokrzyskiego, mimo którego biegła szosa.
Dzień był jesienny — szary, posępny. Zaczął mżyć drobny deszczyk. Droga opustoszała; długie wstęgi lasów, zamykające horyzont, obciągnęły się mgłą niebieską.
Sprężycki stanął pod drzewem przydrożnem; oczy wytężył w stronę miasta. Z bijącem sercem, z głową pełną myśli — czeka.
Mijają sekundy, minuty, kwadranse; deszcz mży coraz gęściejszy; lasów za mgłą nie widać; szosa, jak okiem sięgnąć, puściuteńka...
Chłopczynę, skulonego pod drzewem i jakby zgubionego wśród wielkich, płaskich, bezludnych przestrzeni, ogarnia zwolna smutek. Zaczyna też mu i chłód dokuczać. Wybiegł ze szkoły w samym mundurku, a tu wiatr pociąga zimny, deszcz zacina, jakby lodowemi igiełkami...
Aby dodać sobie energii, podniecić się zapałem, powtarza półgłosem wiersze — wiersze Syrokomli.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.