Siedzi bardzo pochylony, jakby go całego wielki ciężar przygniatał. Twarz jego wyraża smutek i znękanie; oczy w dół spuszczone, na nic i na nikogo nie patrzą.
Na siedzeniu, obok podróżnego, leży kilka większych i mniejszych bukietów, które podskakują, ile razy bryczka o wystający kamień uderzy.
— Więc to poeta?... — myśli chłopiec z uczuciem zawodu, a zarazem rozrzewnienia.
Wyobrażał go sobie inaczej: podobnego do Margiera i Dęboroga, z dużym, płowym wąsem, z nosem orlim, z oczyma ciskającemi pioruny.
To uczucie trwa tylko chwilę. Mary pierzchnęły — Syrokomla rzeczywisty podoba mu się i zachwyca go równie silnie, jak one. Jakżeby pragnął uścisnąć, ucałować te ręce, co tyle cudnych pieśni skreśliła!
Gdy zrównała się z nim bryczka, wychodzi z pod drzewa, zdejmuje czapkę i wyprostowany, jak przed inspektorem, w swym niebieskim, przez deszcz zmoczonym mundurku stoi, wpatrując się w poetę wzrokiem pełnym ukochania i zapału.
Dojrzał go Syrokomla. Szybkim ruchem odrzuca cygaro, prostuje się, głowę odkrywa — z wbitym w chłopczynę bystrym, do głębi przenikającym wzrokiem, uśmiecha się...
Ach! do śmierci nie zapomni Sprężycki tego spojrzenia i tego uśmiechu.
Spojrzenie jest rzeźkie i jakby gorące;
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/191
Ta strona została uwierzytelniona.