poduszek, że w łóżku prawie siedzi, — ale jedną nogę trzyma wciąż wyprostowaną, okrytą bandażami i grubym opatrunkiem.
W pokoju niema nikogo. Chory oczy przymknął, zdaje się drzemać. Ale i w tym napół tylko czuwającym stanie, wydaje co chwil kilka stłumione, boleśne jęki.
Ktoś z nadzwyczajną ostrożnością uchylił drzwi. Ukazał się w nich najpierw wielki bukiet; za bukietem — niebieski mundurek.
Pomimo, że przybysz szedł na palcach, chory go dosłyszał.
— Czy to ty, Bronek? — odzywa się słabe, ledwie dosłyszalne zapytanie.
— Ja! Przyniosłem ci bzu.
— Ach, daj go, daj!
Chory ożywił się. Głos jego stał się mocniejszy, oczy otworzyły się na całą szerokość.
Dopiero w tem przetworzeniu można dopatrzeć w bladym, bezsilnym chłopczynie pewnego, bardzo zresztą dalekiego, podobieństwa do rumianego, żywego jak iskra Sprężyckiego.
A jednak on to jest we własnej postaci. Jeszcze w końcu zimy wywichnął niebezpiecznie nogę w kostce. Leczono mu ją źle i wprowadzono w stan tak groźny, że już stopę miał mieć odjętą. Obyło się szczęśliwie bez tego, ale już trzeci miesiąc leży z raną ciężką w nodze, cierpiąc niesłychane bóle, które mu często i po nocach sypiać nie dają. Mimo
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.