— No, Bronek — mówi rzeźko — teraz do czytania.
Dembowski otworzył starą, zatłuszczoną książkę — zaczyna:
»Szumiał wiatr, gwałtownie nad grzbietami wyniosłych Apeninów, kołysał stuletnich dębów wybujałymi wierzchami i miotał słabymi płomieniem ognia, koło którego przy skale Rinaldo i Altaverde siedzieli. Noc była ciemna, czarne chmury zakrywały księżyc, żadna gwiazda nie iskrzyła się na posępnem niebie...«
— Śliczne!... — wzdycha zachwycony Sprężyki — ale ja to już znam. Pamiętasz, czytaliśmy ten początek zaraz po świętach na lekcyi Żebrowskiego...
— Który nam zabrał książkę — ciągnie kolega.
— Którą potem Żebrowczak wykradł ojcu i nam oddał — kończy tamten.
Dembowski przewraca kilka kartek.
— »Doliny zabrzmiały trąb odgłosem«. Czy stąd zacząć?
— Trochę dalej.
— Aha, już mam! »Rozpoznawszy stanowiska nieprzyjaciół, Rinaldo dał znak i ruszył w lewo. Zaledwie sto kroków uszli, spostrzegli jakiś papier na ziemi. Podniósł go Altaverde i oddal Rinaldiniemu. Ten zaczął czytać: W imię rządu, daje się przebaczenie każdemu z Rinaldiniego bandy, który opuści wodza swojego i do wojska przejdzie. Który
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.