łami, kleszczami, którzy znęcają się nad jego biedną, chorą nogą, miażdżą ją, szarpią, odrywają...
Przed wieczorem wpada do niego Dembowski, rozpromieniony, wesoły — na szyję mu się rzuca i woła:
— Więc już ci nogi nie urzną?... Wiwat!...
— A ty skąd wiesz, że mieli urzynać? — pyta chory.
— Wiedziałem wpierw, niż wszyscy.
— Skąd?
— Doktor Dobrzelewski mówił o tem u moich rodziców.
— I ty nic mi nie wspomniałeś!
Tamten milczy, zakłopotany.
— Już teraz wiem, co ci oko zaprószyło wtenczas... kiedyś to stał przy oknie... pamiętasz?
— Ech, niema o czem mówić!... Rzecz główna, że dwie nogi ocalały.
— Jakto dwie?
— Jedna twoja, druga moja.
— Twoja?
— No tak, bo gdym usłyszał, co doktor mówi, zaraz pobiegłem do naszego kamienia, i tam wykonałem ślub: że jeśli ty będziesz miał nogę odjętą, ja również pozbędę się swojej.
— Co wygadujesz! Jakże mógłbyś to zrobić?
— Alboż to co trudnego? Poszedł-bym na wojnę i tak-bym manewrował, że kartacz musiałby mi nogę urwać... A jak nie, to już-bym sobie w inny sposób poradził.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.