konnikom służącego, kręci się zawsze kilka niebieskich mundurków. Sprowadziła je nie tyle chęć napicia się wody, co ucieczki przed trudną lekcyą i złym stopniem.
Chłopcy piją wodę czapkami, oblewają się, palą papierosy, i paplą, paplą, paplą, jak sroki sejmujące.
Najczęstszym przedmiotem rozmów jest sama pompa.
— Zimna woda, co?... — zapytuje »knota«, po raz pierwszy tu przybywającego, stary wyga szkolny, w zatłuszczonej i przemoczonej czapce, zaciągający się grubym papierosem z »drajkenigu«, zawiniętego w papier brulionowy.
— Zimna, panie... aż zęby cierpną... — mówi malec, ocierając usta rękawem.
— A wiesz: dlaczego zimna?... — bada tamten z dwuznacznym, szatańskim uśmiechem.
— Nie wiem, proszę pana.
— Od nieboszczyków.
— Ja... jakto, proszę pana?
— Wiadomo, że każdy nieboszczyk zimny jak lód; pod kościołem pełno nieboszczyków; a ta woda płynie prosto z pod kościoła.
— Do... doprawdy?
Knot blednie i zębami dzwonić zaczyna. Robi mu się tak zimno, jakby sam był nieboszczykiem.
Ucieka od pompy, i postanawia nigdy już nie pić tej wody okropnej.
Ale to postanowienie długo nie trwa. Chłopiec
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/221
Ta strona została uwierzytelniona.