rozstajnych drogach o samej północy. Pojęcia nie macie, co się tam działo. Wicher dął i piaskiem kręcił; sowy hukały, nietoperze biły skrzydłami po głowie, a dyabeł śmiał się: »Hi, hi, hi!... hi, hi, hi!«... Jak ciotkę kocham!
— Eeee... — kręci głową jakiś sceptyk — nie może być!
— Co? nie wierzysz? — przyskakuje tamten z miną prawie groźną — nie wierzysz?
— Bo... bo... — jąka sceptyk głosem mniej pewnym — skądżeby w wodzie wziął się palec z sygnetem?
— Z trumny, niedowiarku!
Mierzy go wzrokiem złowieszczym, potem spluwa i zwraca się do całej »kompanii«.
— Nie pojmuję — mówi zagadkowo — jak wy możecie pić tę wodę obrzydliwą!...
— A ty to nie pijesz? — wyrywa się któryś.
— Od tygodnia kropli do ust nie wziąłem. I choćbym miał umrzeć z pragnienia, nie wezmę.
Zamyśla się, na palcach liczy...
— Nie, nie od tygodnia. Od pięciu dni — od poniedziałku. Zobaczyłem wówczas jedną rzecz — i mam już dość tej wody i tej pompy.
— Coś zobaczył?... gadaj! — nalegają zaciekawieni chłopcy.
— Eeee... — wtrąca sceptyk — nie wierzcie mu! On tylko taką sobie »finfę« puszcza.
— Milcz, głupi! — zakrzykują sceptyka inni.
— Kto taki niewierzący, niech nie słucha!
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/223
Ta strona została uwierzytelniona.