— I niech się wynosi!
Kilka rąk wyciąga się ruchem groźnym. Chwila szamotania się — i niebawem na dziedzińcu o jeden mundurek mniej...
— Mów teraz, mój kochany!... — napierają pozostali, ściskając opowiadacza ciasnem kołem. — Obiecałeś przecie!... A jakże!... Cóżeś zobaczył?... co?...
— Tam... we środku tej rury... — wyjaśnia z przestankami tamten — w poniedziałek... na ostatniej pauzie... Zobaczyłem... ludzkie oko!
Milkną wszyscy z przerażenia.
Dopiero po dłuższej chwili odzywa się głos jeden pytająco:
— Wypłynęło?...
— Nie, tkwi tam dotąd.
Ten i ów pobladł. Jednemu zarzyna burczeć głośno w żołądku woda, której opił się przed chwilą.
— Czy... czy... — pyta inny nieśmiało, starając się nie szczękać zębami, co mu się jednak nie udaje — czy jeszcze je tam widać?
— Widać. Każdy zobaczyć je może.
Rzucają się wszyscy do otworu.
Najsilniejszy, odepchnąwszy innych, przyłożył oko, popatrzył chwilkę i — szybko się cofnął.
— Jest! jest! — krzyczy, razem z tryumfem i przestrachem.
Drugi miejsce jego zajął; jeszcze krócej zabawił przy rurze.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.