oko, w mokrem jej wnętrzu odbite. Bracia Polkowscy widzieli dwoje oczu, gdyż każdy, oprócz własnego, dostrzegał jeszcze oko swego brata.
Wejście do ogrodu klasztornego jest dla uczniów zamknięte. Ale można sobie z tem poradzić. Trzeba mocno kołatać do furty, na zapytanie zaś: »A kto tam?... Do kogo?...« odpowiedzieć śmiało:
— Do ogrodnika, po frukta!
Wielokrotnem doświadczeniem zostało stwierdzone, że wyraz »frukta« skuteczniej działa w tym wypadku, niż »owoce«.
Na nieszczęście, szałas ogrodnika znajduje się o kilkadziesiąt kroków zaledwie od bramy, jakby dopiero u progu właściwego ogrodu. Dalej można sięgać jedynie wzrokiem.
Tylko najodważniejsi i najsprytniejsi, a zarazem w stosunkach zażyłych będący z ogrodnikiem, przedostają się niekiedy do ogrodowego sanctuarium, gdzie ojcowie Benedyktyni używają przechadzki, lub czas trawią na pobożnych rozmyślaniach.
Aby tego dokazać, trzeba zdjąć mundurek, niebieskie kepi zastąpić wielką, podartą, do gniazda wroniego podobną czapką, i z koszykiem, nożycami lub drabinką w ręce, iść między drzewa owocowe, w roli — ogrodniczka.
Próbował tego kilkakrotnie Sprężycki z powodzeniem. Udając, że obcina suche gałązki lub zbiera z ziemi owoc upadły, napatrzył się do syta
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/226
Ta strona została uwierzytelniona.