kwiaty, takie, jakie Pan Bóg stworzył, żeby ziemię upiększały, oczy ludzkie cieszyły, a harmonią barw i kształtów chwałę Stwórcy wysławiały. Tych kwiatów rwać nie można, bo ani głowy ludzkie nie są do miecza, ani kwiaty do drapieżnych rąk głupców i szkodników... Czego więc tu chciałeś?
Sprężycki radby co odpowiedzieć, lecz ani jedno słowo stosowne na myśl mu nie przychodzi. Jest zupełnie zbity z tropu, zły sam na siebie, odurzony...
— A może myślałeś, pauprze, że tu się dzieją jakieś nadzwyczajności, czarodziejstwa? Toć bają przekupki, że ksiądz Siennicki z dyabłem ma do czynienia, że kiedyś dyabły z opętanych wypędzał, a teraz z dyabłami wojować musi, bo mu w dzień i w nocy spokoju nie dają. Pewnieś i dyabła spodziewał się tu zobaczyć, nieprawda?
— Nie, proszę księdza dobrodzieja... — zdobywa się wreszcie biedny chłopiec na lękliwe zaprzeczenie.
— Cóż więc cię tu sprowadziło? — powiedz.
Sprężycki staje się naraz odważnym. Głowę podnosi, twarz rozpogadza, głosem mniej już zająkliwym odpowiada szczerze:
— Ciekawość.
Podobała się ta szczerość zakonnikowi.
— No, i przekonałeś się — mówi łagodniej jeszcze — że nic tu niema ciekawego. Drzewa ta-
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.