siał biedak nieszczęsną odę Dierżawina poblicznie wygłaszać.
Sala była natłoczona kwiatem i śmietanką miasteczkowego towarzystwa. Gdy chłopczyna ujrzał przed sobą burmistrza z burmistrzową i burmistrzównami, naczelnika powiatu przy naczelnikowej i naczelnikównach, nie mówiąc o podsędku, kwatermistrzu, nadzorcy więzienia i dwóch sekretarzach magistratu, stracił zupełnie głowę, i ze ślepą odwagą, jaką daje rozpacz, krzyczeć zaczął:
Chaosa bytnost' dowremiennu
W Siebie Samom Ty osnował,
A bytnost', preżdie biezdn rożdiennu,
Iz wieków wiecznosti wozzwał...
Profesor Jastrebow, jedyny, co wiersze Dierżawina mógł rozumieć, nie był obecny na popisie, gdyż w przeddzień uroczystości kuracyę mleczną rozpoczął — nie było więc komu deklamatora kontrolować. Krzyk Sprężyckiego i jego udana pewność siebie wprawiły w zachwyt słuchaczów i słuchali. Burmistrzowa i naczelnikowa wzruszone były niemal do łez — tem głównie, że »chłopczyna tak się męczy«.
A gdy mały deklamator, wspiąwszy się na palce, dyskantem zachrypniętego koguta zapiał:
Ja car! ja rab! ja czerw'! ja boh!
— obie damy nie dały mu dokończyć, lecz pochwyciwszy malca w objęcia i pocałunkami go