już opróżniona butelka z wódką. Wódkę pił Rosyanin szklanką, którą właśnie w tej chwili, uczyniwszy przerwę w deklamacyi, do ust podnosił. Musiało zaś to podnoszenie już nieraz się powtarzać, gdyż twarz siedzącego była czerwona, jak kołnierz burmistrza, a oczy, na wierzch wysadzone, miały wyraz zarazem dziki i obłędny.
Nie bez strachu przystąpił uczeń do nauczyciela, i czapkę zdjąwszy, zaczął jąkać nieśmiało:
— Gaspadyń fiesor! Ja bardzo przepraszaju... Ja musiał przyjść, bo mnie tamci kazali... Ja przyszedł tolko zapytaćsia...
Nie dokończył.
Jastrebow obrócił się do niego całą twarzą i skierował nań zaiskrzone oczy. Wyraz tych oczu był tak straszny, że chłopcu ciarki przebiegły po krzyżu i nogi pod nim zadygotały.
Tamten wpatrywał się w niego długo, w milczeniu, okropnym, razem wściekłym i pełnym przerażenia wzrokiem — nagle machać zaczął rękami, jakby coś czy kogoś odepchnąć chciał od siebie, i krzyknął przeraźliwie:
— Satana!... Satana!...
Sprężycki zdrętwiał.
Po krzyku nastąpiła cisza. Rosyanin zdawał się uspokajać, twarz i oczy w inną zwrócił stronę. Ale nie trwało to długo. Po chwili znów dojrzał chłopca, rękę w jego kierunku wyciągnął, i cichszym już, jakby złamanym głosem rozkazał:
— Procz!
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.