przeciągając wyrazy, Sitkiewicz. — Żeby mi jeszcze jaki »umarlak« głowę ukręcił? Nie głupim!
— Jest na to sposób... — zauważa nieśmiało Petrykowski, potulny chłopczyna, zdradzający zawsze pociąg do spraw kościelnych i teologicznych. — Trzeba tylko przy wejściu powtórzyć trzykrotnie, raz po raz, jednym tchem, i bez najmniejszej omyłki: »A dusze wiernych zmarłych niech odpoczywają w pokoju wiecznym — Amen!...«
— Jednym tchem? i bez omyłki? — podrwiwa znów Sitkiewicz. — To tak będzie jak z nieboszczykiem Lutrem, któremu nasi księża kazali odmawiać prędko: »Od powietrza, głodu, ognia i wojny«...
— I cóż Luter? — dopytują ciekawie chłopcy.
— Język mu skręciło, i powiedział: »Od pól fieprza, głowa, ogon i nogi...«
Chwila hałaśliwej wesołości, którą przerywa ktoś uwagą:
— Ja słyszałem, że modlitwa pomaga tylko przed północą. Punkt o samej dwunastej »dusze« wychodzą z grobów i zaczynają spacerować po cmentarzu. Wówczas nie darują nikomu, kto im w drogę wejdzie.
— I któż to widział? — zauważa sceptycznie Dembowski.
— Byli tacy...
Petrykowski wyrywa się z niespodzianem wyznaniem:
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/259
Ta strona została uwierzytelniona.