stwem, trzeci radby poznać tajemnicę tak nadzwyczajnego pływackiego »majstersztyku«...
W tejże chwili wskakuje na wierzch kloca mały Bellon, zwany »balonikiem«, i cienkim głosem krzyczy:
— Poczekajcie!
— Czego ten znów chce? — odzywa się kilku starszych lekceważąco.
— Czy wy wiecie, jak ja umiem skakać?
— Jak pchła! — śmieje się któryś.
— Acha! właśnie!... Przyjdźcie do mnie jutro na podwórze, to pokażę wam skok, jakiegoście nawet w cyrku nie widzieli!
— Nie chwal-no się tak, malcze!...
— Nie nadymaj się, »baloniku«, bo pękniesz!...
— Ostrożnie, pchełko, żeby cię »proszkiem« nie posypali!
Chłopcy śmieją się — są jednak naprawdę zaciekawieni. Bellon słynie w całej szkole z mistrzowskich kozłów. Udając, że ich to mało obchodzi, pytają:
— Jakiż to będzie skok?
— Z huśtawki.
— Piiii... wielkie rzeczy!
— Ale wy znacie przecie naszą huśtawkę.
— Wyższa od gołębnika.
— Więc cóż?
— Więc ja rozhuśtam się najwyżej jak tylko można — aż tam, het, pod same chmury — a potem: skoczę na równe nogi na ziemię.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/264
Ta strona została uwierzytelniona.