I jeszcze mówi, że chce »sztukę« powtórzyć! No, niech lepiej trzyma język za zębami, bo, jak Boga kocham...
Głos olbrzyma brzmi tak głośno, a oczy Radzickiego ciskają tak straszne błyskawice, że przezorniejsi śpieszą zażegnać burzę w zawiązku, nie dopuszczając zapaśników do siebie.
— Z Radzickim skończone! — obwieszcza z wyniosłości kloca najwyższy arbiter. — Niech wystąpi trzeci z kandydatów na bohatera: Bellon alias »Balonik«. Uciszcie się, panowie, i słuchajcie, co ów powie.
»Ów« wyskakuje przed audytoryum, maleńki, pyzaty, rumiany, istna piłeczka.
— Miałem skoczyć z huśtawki — mówi wesoło.
— Tak. Z huśtawki rozbujanej. Skoczyłeś?
— Skoczyłem.
— I cóż?
— Ano, niech powiedzą świadkowie.
Występuje Sitkiewicz i dwaj inni jeszcze.
— Chcieliśmy do tego nie dopuścić — mówi Sitkiewicz — ale smarkacz uparł się i skoczył.
— Ty, Sitko! — woła zaperzony malec — tylko bez »smarkaczów!« »Balonikiem« pozwalam się nazywać, ale za »smarkacza« możesz oberwać.
— Skoczył — ciągnie tamten, nic sobie z pogróżek nie czyniąc — no, i naturalnie, rękę złamał.
— Kłamiesz. Nie złamałem, lecz zwichnąłem.
— Jedno licho.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/273
Ta strona została uwierzytelniona.