nie tylko na promocyę, lecz i na nagrodę. Zdaje mi się, że to niezgorsza »sztuka!...«
— Daj pokój, Bronek... — prosi półgłosem Sprężycki. — Niema o czem mówić...
Ale tamten nie chce się uspokoić. Czuje, że jest jego obowiązkiem zasłudze przyjaciela oddać publiczne świadectwo. Sprężyckiego zna dobrze: on, gdy postawi przed sobą cel jakiś, całą duszą mu się oddaje, wszystkie siły mu poświęca; ale gdy cel osiągnięty, już o nim zapomniał — już lekceważy go, już przemyśliwa o innym...
— Tak, tak — prawi tem głośniej, im silniej do milczenia skłania go kolega — Sprężycki dokazał dzieła, na jakie nie zdobyłby się z pewnością żaden z tych, co tu zuchów i bohaterów udają!
»Bohaterów« — wymówił z niezmierną ironią!
— A jeszcze i to wiedzieć trzeba, że go nikt do tego nie zmuszał, ani nawet nie namawiał. Sam słyszałem, jak pan Sprężycki powiedział mu raz: — »Ty, Witek, o promocyę nie kłopocz się. Już ci ten rok daruję. Wolę cię widzieć w niższej klasie zdrowym, niż w najwyższej nawet kwękającym...« A Sprężycki co? Jak wszyscy posnęli, wymykał się cichaczem do bawialni, zapalał świecę i kuł a kuł... Raz, do białego dnia ślęczał nad łaciną, i wydał ją potem expedite, aż »Dziad« głową kręcił, piątkę mu dał i jeszcze tabaką poczęstował. A »polski« jak umiał — niech powiedzą koledzy. Zakasowałby niejednego piątoklasistę. »Chaber« aż w głowę zachodził, skąd on tyle wie — bo tego,
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.