myśl zarzuty, jakie spotkać go mogły ze strony słuchaczów. Uprzedzając je, objaśnia:
— Dziwić się może kto będzie, żem, wiedząc o tem, na nierozsądne próby pozwolił. Wyznaję otwarcie, żem nie brał ich na seryo. Niech to nikogo nie obraża, ale nie przypuszczałem, żeby w naszej pięcioklasówce, z której ukończenia jestem tak dumny, mogli znaleźć się zdolni do podobnego... no, do podobnego — żakostwa.
Szmer przeszedł po zgromadzeniu. Jedni półgłośno chichoczą, inni gniewnie pomrukują.
— Uspokójcie się, panowie — podnosi głos mówca. — Honor szkoły nie został stracony. Ocalił go — Sprężycki.
— Zuch Sprężycki! — wyrwał się ktoś.
— To jeszcze niewiadomo... — mityguje go inny.
— Panowie! — grzmi Kuszkowski, dochodząc widocznie do ostatecznego swej mowy zamknięcia — stawiam panom w tej chwili pytanie zasadnicze: jak nazwać to, co uczynił ten wasz schorowany, mizerny, wątły kolega? Czy można i czy godzi się powiedzieć, że to było: żakostwo, fanfaronada, waryacya?
— Co znowu!... Broń, Boże!... Bynajmniej!... — przeczą energicznym chórem głosy chłopięce.
— A czy zgodzilibyście się panowie nazwać to — bohaterstwem?
— Tak! tak!... Nieinaczej!... To bohaterstwo!...
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/281
Ta strona została uwierzytelniona.