(jak dziwnie brzmiało w jego ustach to słowo!...) przechowa się pamięć lat spędzonych pod mojem zwierzchnictwem... Zawszem miał na celu i na uwadze: najpierw, dobro rządu, następnie — wasze... Dożyłem siwizny na tem ciężkiem i odpowiedzialnem stanowisku... Zaszczycony uznaniem władzy, przechodzę spokojnie w stan odpoczynku... Przedstawiając wam swego zastępcę, przypominam, żeście winni i jemu... posłuszeństwo. Żegnam was... moi... uczniowie...
Skończył, i głowę zwiesił na piersi — po raz pierwszy zapewne, odkąd był inspektorem.
Należało spodziewać się drżących od wzruszenia okrzyków — chóralnych pożegnań — może wybuchów płaczu...
Nic z tego.
Wszystkie pięć klas milczały jak zaklęte.
Przeciągające się milczenie stawało się kłopotliwem. Inspektor emeryt stał w miejscu, głowę coraz niżej zwieszając. Może w tej chwili dopiero tknęła go i błyskawicą nagłą oświeciła myśl, że droga, po której przez lat czterdzieści kroczył, była drogą fałszywą — że trzeba było od początku pójść w innym kierunku...
Grobowe milczenie całej szkoły, zarówno małych, instynktem powodujących się chłopiąt, jak młodzieńców dorastających, dokładnie świadomych co czynią, było wymowniejsze od słów.
Z tego natłoku niebieskich mundurków, świeżych twarzy, iskrzących oczów, zwykle kipiącego
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/291
Ta strona została uwierzytelniona.