miejsca, i z minami skruszonemi czekali, co zwierzchnik powie.
A on łagodnym głosem przyzywał prymusa, i mówił naprzykład:
— Otwórz, kochanku, lufcik, bo tu trochę duszno...
Albo:
— Jeśli uważacie, moje dzieci, że wam zimno, to niech Jan dołoży drzewa do pieca...
I wychodził — a klasa stawała się nagle, bez żadnego nakazu, spokojna, przyzwoita, stateczna.
Rektor pełnił zarazem obowiązki nauczyciela. W niższych klasach wykładał geografię, w wyższych — początki nauk przyrodniczych.
Były to jedyne lekcye, na które uczniowie śpieszyli z ochotą, wyczekując ich niecierpliwie, żałując, że nie przypadają częściej, że dłużej nie trwają...
Uczył bez książki; dyktował tylko krótkie streszczenia swego wykładu. A ten wykład jakże był prosty, przystępny, wszelkiej »magistralności« pozbawiony! Wiśnicki poprostu gawędził z uczniami, jakby rzecz działa się nie w klasie, na lekcyi, lecz na przechadzce, pod drzewami albo na przyźbie chaty wieśniaczej, przy kwaśnem mleku lub chlebie z miodem.
Zawsze przytem miał coś ciekawego do pokazania: to roślinę niezwykłą, to ptaka wypchanego, to żywą rybkę w wodzie, to gada zakonserwowanego w alkoholu.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/298
Ta strona została uwierzytelniona.