Szkoła posiadała niewielki zbiorek okazów przyrodniczych, pomocy naukowych i t. p. Za poprzedniego rektora, ten zbiorek znajdował się w zupełnem zapomnieniu — zakurzony, poprzewracany, w szafach, nigdy nie otwieranych, uwięziony. Wiśnicki, przy pomocy piątoklasistów, uporządkował go, i posługiwał się nim stale przy wykładzie.
Czasem z własnych zbiorów przynosił mniej rzadkie minerały, łamał je na cząstki i uczniom rozdawał — zachęcając do samodzielnego zbierania.
Był to doskonały pedagog — rozumiejący, że to nie szkoła uczy, lecz uczniowie uczą się sami... i że szkoła najzupełniej spełni swe zadanie, gdy ich do nauki zachęci, w uczeniu się pomoże, wskazówek potrzebnych udzieli.
Nowy rektor bardzo pilnie czuwał nad uczniami — czynił to wszakże w taki sposób, że oni tego najczęściej wcale nie dostrzegli. Opowiadając raz naprzykład piątoklasistom o tytuniu i jego plantacyach, rzekł, niby nawiasem:
— Słyszałem, że niektórzy z panów, palący papierosy, czynią to podczas pauzy w miejscu bardzo niewłaściwem i bardzo brzydkiem. Nie będę im tego zabraniał, tak samo, jak nie zabraniałbym swemu przyjacielowi leź w błoto. Gdybym jednak widział, że przyjaciel, nie spostrzegając tego, ma wstąpić w rynsztok, nie mógłbym się powstrzymać
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.