od pochwycenia go za ramię i zawołania: »Waryacie! co czynisz?«...
Poczuwający się do winy uczniowie milczeli i próbowali się uśmiechać — rumieniec jednak zdradzał, że zaczynają wstydzić się swego postępowania.
Rektor tymczasem ciągnął głosem zupełnie naturalnym:
— Zawiadamiam panów palaczów, którzy od palenia powstrzymać się nie mogą, że od jutra, podczas każdej pauzy, Jan będzie zaopatrzony w papierosy. Panowie palacze będą mogli otrzymywać je od niego na każde żądanie — pod warunkiem, że będą palili otwarcie, przy wszystkich, na dziedzińcu szkolnym.
Chłopcy trącili się łokciami i milczeli. Żaden nie wiedział, czy to żart, czy rzecz poważna. Wiśnicki miał swą zwykłą, dobrą, poczciwą minę, która upewniała, że w każdym razie słowa jego wypłynęły ze szczerej, ojcowskiej miłości dla chłopców.
Nazajutrz, na »dziesiątej« (tak nazywano dłuższą, dziesięciominutową pauzę), żaden nie poszedł palić skrycie, w miejscu »nieodpowiedniem i brzydkiem«. Wstydzili się tego. Wszystkich też odbiegła chęć skręcenia i napychania tytuniem tutek z grubego, wydartego z kajetów papieru. Okłamywali siebie samych, że wciąganie w płuca cuchnącego, szczypiącego w język i gryzącego w oczy
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/300
Ta strona została uwierzytelniona.