dymu jest im przyjemne; teraz przyznać musieli sami, że to obrzydliwość.
Około starego Jana, ćmiącego przy drzwiach krótką żołnierską fajeczkę, kręcili się ciekawie ale i podejrzliwie — rzucając nieufne spojrzenia na jego kieszeń wypchaną. Jeden wszakże, najśmielszy, przystąpił i rzekł ostro:
— Proszę o papierosa.
Inwalida natychmiast podał rzecz żądaną. Wydobył nawet pudełko zapałek siarkowych, i zapalił jedną z wielkim trzaskiem a większym jeszcze — swędem.
Śmiałek, z dymiącym papierosem w ustach, zaczął chodzić po dziedzińcu. Ale w jednej chwili otoczyło go takie zbiegowisko, że krokiem postąpić nie mógł. Ściśnięty został ze wszech stron przez niebieskie mundurki małe, mniejsze i najmniejsze — zewsząd też wzniosły się piskliwe głosy, do wrzasku ptactwa domowego podobne:
— Palacz!.. Kopcidym!... Kominiarz!...
Siłą rozerwał ten łańcuch, ale gromada »knotów« pobiegła za nim dalej, niby stado wróbli za rarogiem — krzycząc, drażniąc się, wyśmiewając...
— Dla pana palacza świecę z kociego łoju!
— Krowiego ogona łokieć!
— Cygarnicę z wołowej kości!
Rzucił się z podniesioną pięścią na prześladowców, przyczem papieros z ust mu wypadł. Ostatecznie i malca żadnego nie dosięgnął i papieros stracił. Od proszenia o drugi odbiegła go ochota.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/301
Ta strona została uwierzytelniona.