Po jednej nieudanej próbie, już dalsze nie nastąpiły. Nawet stary Jan napróżno mrugał na przechodzących wyrostków, uderzając się po kieszeni wypchanej, i pomrukując uprzejmie:
— Może »papiruska?...«
W jego uśmiechu widziano utajone szyderstwo i — odwracano się pośpiesznie od zdradnej pokusy.
Odtąd palenie tytuniu w obrębie gmachu szkolnego zupełnie ustało. Zmniejszyło się też znacznie i poza szkołą.
Zajął się również nowy rektor wytępieniem innej plagi, za jego poprzednika bardzo rozpowszechnionej.
Chociaż uczciwsi uczniowie po wszystkie czasy prześladowali bez litości »lizusów« i »donosicieli«, jednak marny ten rodzaj, znajdując u Madeja zachętę, nadmiernie się w szkole P—skiej rozpanoszył.
Bywało, naprzykład, że rektor czyta listę, a przy nazwisku nieobecnego kolegi uczniowie mówią:
— Chory!
W tejże chwili podnosi się lizus, wytyka dwa palce i raportuje:
— Nieprawda, proszę pana rektora. Widziałem go, jak łowił ryby na wędkę przy moście Benedyktyńskim!...
Madej pochwalił-by był takiego ucznia za lojalność i wysługiwanie się władzy — Wiśnicki potarł tylko brodę, i z pod oka nań spoglądając, rzekł:
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/302
Ta strona została uwierzytelniona.