wiwszy się widać na jedną godzinę, sztywni, poważni, uroczyści, jakby już byli co najmniej kancelistami biura powiatu lub »sekretarzami« urzędu pocztowego. Przyszli, zasiedli na ławkach dokoła wielkiej, starej gruszy »sapieżanki« — i zaraz wołają na »Alesia«:
— Garniec agrestu... Garniec gruszek... Garniec jabłek...
— Agrest ma być miękki!
— Gruszki soczyste!
— Jabłka słodko-kwaskowate!
Poważny nastrój nie odebrał im apetytu.
W tem świetnem gronie błyszczy nakształt wielkiej »bursztówki«, okrągła, rumiana twarz »Bonusia« Smolińskiego; świecą ruchliwe, podobne gwiazdom latającym, czarne oczy Kozła; wychyla się z pod prostego daszka »kepi« blade, lekko naznaczone ospą, od myśli wytężonej pofałdowane czoło Osowskiego; widać też przejętych powagą chwili i niebywale uroczystych: Sprężyckiego, Bellona, Sitkiewicza, Właszczuka, Petrykowskiego i innych.
Jedzą owoce, wypluwają pestki daleko przed siebie, i milczą.
Dopiero gdy zjedli, Osowski, uczeń dobry, pilny, do nauki zawzięty, pociera czoło, i powiódłszy oczyma po towarzyszach, przemawia:
— Jutro zatem...
I wzdycha.
— Tak, jutro!... — powtarzają inni.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/310
Ta strona została uwierzytelniona.