Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

urzędnikiem... Głównie chodzi mi o to, żeby jak najwięcej umieć, wiedzieć!
Niewielkie oczy błyszczały mu ogniście na okrągłej, bladej twarzy. W kolegach budzi szacunek.
— Na »Bonusia« kolej!
Gruby Bonus Smoliński, opędzając się Kozłowskiemu, który kłuje go w tłusty kark gałązką agrestu, pod pozorem, że muchy zeń opędza — przemawia wolno, z namysłem:
— Ja zostanę lekarzem... od zwierząt.
Chłopcy zaczynają się śmiać.
— Nie śmiejcie się. To dobry kawałek chleba.
— Bonusiowi zawsze chodzi najbardziej o chleb...
— Z serem!
— Albo ze szperką!
— To ty będziesz »wytryniarz?« — krzywi się pociesznie Kozłowski.
— No tak, albo co?
— Winszuję.
Bonuś milczy i nadyma się, myśląc o odparowaniu ciosu. Wreszcie mruczy z powstrzymywanym, grzechoczącym mu w gardle, śmiechem:
— Sobie powinszuj — bo możesz mieć u mnie darmo poradę...
Tamtemu oczy się iskrzą... Aby zażegnać burzę, Osowski woła:
— Kozłowski niech mówi!
— Kozłowski! Kozłowski! — powtarzają inni.