— Powiedz-że, Sitko, co myślisz zrobić ze sobą po skończeniu szkoły?
— Nic nie myślę. Albo ja głupi myśleć? Indyk myślał, i głowę mu ucięli.
— Czy zamierzasz dalej się kształcić?
— Co to, to nie! Mam już tej nauki po dziurki w nosie. Niech moje wrogi uczą się! — niech tłumaczą Eutropiusza, Korneliusza, Owidiusza, i kują greckie »aorysty!«
— Obrałeś już sobie zawód?
— To się wie!
— Jaki?
— Zostanę jeometrą. Raz kozie śmierć!
Wśród ogólnej wesołości, Sitkiewicz milknie i zapala papierosa, prawdziwego papierosa w prawdziwej angielskiej bibułce.
Z kolei zabiera głos siedzący tuż za Sitkiewiczem — Bellon.
Dobry, szczery chłopiec, rumiany i okrągły, choć nie dość jeszcze rozdęty, żeby z »balonika« mógł zostać całym »balonem« — nic stanowczego powiedzieć o sobie nie umie. Ojciec jego ma garbarnię — może syna weźmie do pomocy, aby go z czasem na czele fabryki postawić. Stryj znów jest artystą-malarzem — radby siostrzeńca widzieć obok siebie w słonecznym przybytku sztuki. Skromny, potulny studencik zastosuje się w zupełności do tego, co ojciec i stryj, po wspólnej naradzie o jego losie postanowią.
— Właszczuk! na ciebie kolej.
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.