— Sprężycki! Sprężycki! — rozległy się wołania.
Sprężycki oddalił się o kilkadziesiąt kroków od altany. Klęczy na skraju gęstego klombu, i rozgarnąwszy liście, wpatruje się wytężonym wzrokiem w kwiat jakiś.
Usłyszawszy wołanie, odwraca się ruchem niechętnym.
— Czego chcecie? — odkrzykuje, z kolan nie wstając. — Nie przeszkadzajcie mi! Znalazłem rzadki, prześliczny okaz rośliny z rodziny »motylkowatych« — studyuję go...
Zebranie wybucha gniewem i oburzeniem. Delegowani: Sitkiewicz i Kozłowski wybiegają, biorą Sprężyckiego za ramiona, i prawie przemocą wciągają pod rozłożyste gałęzie gruszy.
— Sprężycki! — przemawia »prezes« uroczyście — masz nam tu natychmiast powiedzieć: co czynić zamierzasz po skończeniu nauk?
— Po skończeniu nauk? — dziwi się tamten. — Cóż ja mogę dziś o tem wiedzieć? To rzeczy tak dalekie!...
— Nie tak bardzo. Jutro nauki kończysz.
— Jutro kończę nauki? Chybaście oszaleli! Ja dopiero je zacząłem.
— Jutro dostaniesz patent.
— Iiiii... taki patent. Dla mnie patentem będzie dopiero dyplom uniwersytecki. A i na tem jeszcze nie koniec!
Strona:PL Wiktor Gomulicki - Wspomnienia niebieskiego mundurka.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.