Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

Byli tu z nim i inni złodzieje, było z pięciu lub sześciu chłopów... I nie on jeden postradał życie... Działy się tu dzisiaj w boru straszne, dawno niepamiętane rzeczy! Obejrzałem tropy; krwi ludzkiej pełno wszędzie, jeszcze nie obeschła, choć to już prawie południe. Ale kto do nich strzelał?... Kto śmiał zaczepić bandę Guzika?... On tylko chyba, on, nie kto inny!
— Kostuch kłusownik? — spytała Tynia.
Kukułka obejrzał się mimowoli i wykonał ręką ruch, jakby się chciał przeżegnać; potem dodał pocichu, mówiąc niejako sam do siebie:
— Zkąd on mógł do nich strzelać?
— Jakto zkąd? O co ci chodzi?
— Znalazłem miejsce, gdzie stały w nocy przywiązane konie; wiem, w którem miejscu znajdowali się złodzieje, przekonałem się, że pili wódkę, jedli chleb i szperkę; odnalazłem flejtuch od dwóch strzałów; widziałem znaki na drzewie od takich siekańców — tu Marek pokazał wielkość kulek na palcu — a nie mogę wyszukać śladu człowieka, który strzelał. To były tęgie strzały, krwi po nich wylało się dużo!...
— Szczególna rzecz! — mówiła Tynia, zamyślając się o tych zdarzeniach.
— Wiem, że ktoś siedział w krzaku pod lasem, czatował Bóg wie na co... Czy panienka uwierzy, żem śladu ludzkiej stopy nie znalazł?... Z krzaka onby nie strzelił do tych ludzi, a przytem kulki poszły nie ztamtąd; widać to po drzewach... W głowie mi się przewraca, jak to być mogło. Z takiego Garłacza będzie w piekle tęga uciecha; no, a jeśli jeszcze utłukł Guzika, to mu już chyba Lucyper dobrze za to zapłacił!...
— Ależ, Marku, piekło się wtedy tylko cieszy, gdy źli ludzie żyją na ziemi!...
— A kto ich tam wiedzieć może, panienko! Niech im Bóg przebaczy grzechy; ale dopiekli oni