ludziskom. Wszystkie wilki z tej puszczy przez sto lat nie zrobią tyle szkody, ile nabroił sam Guzik przez rok jeden.
— No, ale jeśli go zabili, trzeba odnaleźć zwłoki; zawsze to człowiek i powinien być pogrzebany
— Odnajdą się, odnajdą! — zawołał Kukułka. — Jeśli my się o to nie postaramy, wyprawią mu w nocy piękny pogrzeb wilki i lisy... Będą tam i świeczki i muzykanci.
Po chwili strzelec znów dodał:
— Ale zkąd on mógł do nich strzelać?...
Naraz rozległ się po boru okrzyk:
— Hop, hop!.. Stasiu!..
I znowu zabrzmiał
— Hop, hop!..
Tynia i strzelec ujrzeli w dali spiesznie biegnącą po ścieżce kobietę.
— To Marcycha, waryatka! — mruknął Kukułka.
— Nieszczęśliwa! — szepnęła panna Strojomirska.
Kobieta szła prosto ku nim, niespokojnie wywijając rękoma, twarz i ręce miała zczerniałe; z pod brudnej chustki, narzuconej na głowę, widać było włosy poplątane w nieładzie. Ominęła po drodze strzelca, jakby go nie spostrzegła, i podeszła do Tyni, wpatrując się w nią dzikim, obłędnym wzrokiem.
— Wojna, panienko! — zawołała — wojna! Strzelali tu dziś w nocy po lesie!
— Zdaje ci się tak tylko, moja Marcysiu; nie było tu żadnej wojny — rzekła łagodnie panna Leontyna.
— Powiadam panience, że była! On wie, że tu wojna była! — i ukazała palcem na Kukułkę. — Oj, zabili mi go!.. Zabili!...
Z temi słowy poczęła płakać.
Tynia przystąpiła do biednej kobiety, objęła jej głowę i uspakajała nieszczęśliwą.
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/101
Ta strona została uwierzytelniona.