czyć po lesie, a obliczać, zapisywać i wszędzie zaglądać!...
Jednego dnia w samo południe oficyalista leśny oprowadzał tych kupców po wyrąbanem terytoryum. Robotnicy obiadowali właśnie w ową porę i, odłożywszy na bok narzędzia pracy, siekiery, oraz piły, długim pokotem rozłożyli się w porębie, gwarząc pomiędzy sobą. Opodal kupcy robili przegląd drzewa, oglądali każdy sąg po szczególe, aż tu naraz porywa się przed nimi z barłogu swego odyniec i bynajmniej nie ucieka w przeciwną stronę, lecz wpada prosto na wylękłych żydów, przewraca jednego po drugim, a sam defiluje, pędząc truchtem przed gromadnie obiadującymi chłopami. Białe, świecące kły, dziko błyszczące oczy, kark najeżony szczeciną, a nadewszystko olbrzymia postać, imponują każdemu. To też chłopi prawie potruchleli z przerażenia, kiedy dzik około nich przebiegał i otoczony jakimś dziwnym majestatem grozy, znikł w gęstwinie. Rozmawiano potem, że książę lasu chciał poprostu kupcom dać naukę za plondrowanie jego stolicy. Przestraszeni izraelici nie kończyli już obliczeń, lecz czemprędzej opuścili bór, w którym się znajdowało tak niebezpieczne zwierzę; leśnicy wszyscy zapewniali uroczyście, że wypadek tego rodzaju nie może się żadną miarą drugi raz powtórzyć, że to jest jedyne, w najwyższym stopniu rzadkie zdarzenie.
Jest w naszej puszczy dębowy starodrzew; wśród niego mała polanka, gąszczem wokoło obrosła, z dębem na samym środku i to z dębem tak pięknym, że mógłby posłużyć za środkowy punkt dla tajemnic jakiejś starożytnej religii. Tu zgromadziła się rodzina dzików pod przewodnictwem matki swego rodu. Samica ta rozłożyła się pod dębem, obok niej zaś z dziewięć sztuk młodzieży przedstawiało ciekawy widok. Jeden warchlak, pomrukując, wycierał sobie grzbiet o drzewo; inny znów jak pies tyłem przysiadł na ziemi; w pobliżu zaś troje rodzeń-
Strona:PL Wilk, psy i ludzie. W puszczy (Dygasiński).djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.